KAI: Wiosna muzyki chrześcijańskiej?

KAI: Wiosna muzyki chrześcijańskiej?

13 kwietnia, 2014 Wyłącz przez m.guzek

 KAI_logo.jpgNie powstaje już w garażu czy prowizorycznym studiu zaaranżowanym na strychu. Nie wystarczy wierzyć w Boga, by móc ją z powodzeniem tworzyć. Wydaje się, że muzyka chrześcijańska przeżywa swój rozkwit.

 

 

Jest profesjonalna, tworzona na wysokim poziomie artystycznym i wydawniczym, a muzycy śpiewają już nie tylko w kościołach, obecni są także na największych scenach czy w studenckich klubach. Jednak nadal, mimo profesjonalizmu, zmagają się z obecnością w przestrzeni publicznej, a co za tym idzie z wynagrodzeniem za swoją pracę. Są i tacy, którzy nie chcą, aby do ich twórczości przypinano etykietę “muzyka chrześcijańska”.

 

 

Według Andrzeja Dubiela, managera zespołu New Life M – grupy uznawanej za pioniera muzyki chrześcijańskiej w Polsce, muzyka zwana chrześcijańską składa się dzisiaj z trzech filarów: muzyki liturgicznej, muzyki typowo chrześcijańskiej, w której tekstach słychać konkretne odniesienia do Boga, często nawet fragmenty Pisma Świętego, i muzyki z tak zwanym dobrym przesłaniem.Michał Guzek, twórca sklepu i inicjatywy “Chrześcijańskie Granie”, jeden z pomysłodawców konkursu “Debiuty”, podkreśla bardzo ważną rolę muzyki chrześcijańskiej. Jest nią ewangelizacja.

 

To też jest celem inicjatywy muzycznej “Mocni w Wierze” – laureata tegorocznych “Debiutów” i nagrody publiczności. To zespół kilkudziesięciu osób – muzyków, miłośników muzyki i Boga. Jak mówią, chcą pokazać ekspresję i dynamikę muzyki z chrześcijańskim przesłaniem w nowoczesnej i profesjonalnej oprawie. Chcą dzielić się z innymi swoją pasją, radością i wiarą. Zespół funkcjonuje od 5 lat.

 

Przemek Lenart z zespół “Mocni w Wierze” podkreśla, że to, co katolickie nie musi być nudne, może być nowoczesne i na bardzo wysokim poziomie.

 

Muzycy grali już w wielkich halach, przed ok. 4 tys. publiczności, występują także w kościołach. Składają się z chóru, zespołu i kwartetu smyczkowego. Lenart przyznaje, że spotykają się czasem z oporem księży, którzy nie są przyzwyczajeni do np. perkusji w kościele, ciągle jest to jeszcze nietypowe. Podkreśla też, że nie wystarczy dobrze brzmieć, ale trzeba też mieć coś do powiedzenia ze sceny. Wykonawcy za swój występ nie biorą gaży a zebrane pieniądze inwestują w sprzęt. Mogą sobie na to pozwolić, bo pracują zawodowo, a zespół traktują jako pasję, którą chcą się dzielić z innymi. Podkreślają, że ich zadanie to przede wszystkim ewangelizacja.

 
Rynek muzyki chrześcijańskiej od niedawna lat notuje wzrost wydawanych płyt. Do tej pory pojawiało się 10 – 15 nowych krążków rocznie, w 2013 roku ta liczba się podwoiła. Pojawia się od 20 do 30 płyt, z czego połowa to debiuty. Muzycy wydają swoją muzykę w nakładzie od 2 do 5 tys. egzemplarzy. Na początku stycznia br. w plebiscycie na płytę roku 2013 serwisu chrzescijanskiegranie.pl znalazło się aż 21 płyt. Ponad połowa albumów wydanych w ubiegłym roku to wydawnictwa młodych twórców.

 

 

O rozwoju tego nurtu muzycznego świadczy według Michała Guzka chociażby to, że w tym roku po raz pierwszy przyznano także nagrody Stowarzyszenia Wydawców Katolickich “Feniks”, właśnie dla muzyków chrześcijańskich. Laureatami zostali Marcin Styczeń, Ernest Bryll i Joanna Lewandowska za płytę “Golgota Jasnogórska” oraz Magdalena Frączek za płytę “Effatha”. Wyróżnieni to zespół 33 i raper Arkadio.

 

 

– Nagroda „Feniks”, którą otrzymaliśmy, nie odbiła się szerokim echem w mediach, niestety także w mediach katolickich – mówi muzyk Marcin Styczeń. – Jeżeli nie będziemy traktować z należytą powagą nagród przyznawanych w naszym środowisku, trudno oczekiwać, że zauważy nas mainstream. W naszym interesie jest to, żeby taka nagroda jak „Feniks” miała rangę. Trzeba o to walczyć – podkreśla muzyk.
Łatwiej według niego, także mediom katolickim przychodzi promowanie “celebryty”, który nagrał kolędę albo wiersz papieski niż dobrego muzyka, od lat obecnego na scenie chrześcijańskiej.Styczeń jest obecny na scenie od 2006 roku. Do tej pory wydał 7 płyt. Jak przyznaje, młodym muzykom nie jest łatwo. Sam, aby wydać pierwszą płytę, wziął kredyt. – Dzisiaj muzyk musi być swoim managerem, marketingowcem, PR-owcem i handlowcem. Jak mówi, ten problem nie dotyczy tylko muzyków chrześcijańskich, ale generalnie młodych twórców.

 
Być może Kościół mógłby wesprzeć młodych muzyków? – zastanawia się Styczeń. – Na przykład poprzez stworzenie kapituły, która raz w roku wybierałaby jednego, dobrze zapowiadającego się artystę i pomagała mu wydać płytę. Nie wszyscy wiedzą, że wydanie dobrze przygotowanej płyty w nakładzie 2 tysięcy egzemplarzy, to koszt rzędu 20-30 tys. zł. Dlatego, jak mówi, karierę robią ludzie zdeterminowani i dobrze zorganizowani. I przyznaje, że dla niego najważniejsza jest publiczność. – Ten rynek działa dzięki ludziom, którzy chcą tej muzyki słuchać. Nie ma mecenatu, reklamy i PR-u, a jednak istnieje. Warto to docenić, zauważyć, a przede wszystkim wspierać – mówi Marcin Styczeń.

 

 

W Polsce istnieje wiele zespołów tworzących muzykę chrześcijańską, na różnym poziomie. Dla wielu jest to praca zawodowa, są i tacy, którzy graniem zajmują się “po godzinach”. Poruszają się w wielu gatunkach muzycznych – od popu, przez rock, funky, jazz, gospel, po rap. Ich płyty dostępne są nie tylko w księgarniach katolickich, ale także w wielu sklepach muzycznych w działach z muzyką polską.

 
Płyty nadal wydawane są przez nieduże firmy – m.in. Drukarnię i Księgarnię św. Wojciecha, wydawnictwo Edycja Świętego Pawła, wydawnictwo Scriba, w nakładach znaczenie mniejszych niż płyty czołowych polskich artystów.

 
Michał Guzek przyznaje, że często wydanym płytom brakuje jakości. Problem wg niego wynika z braku funduszy. – Muzyce chrześcijańskiej brakuje dobrego popu, czyli gatunku, który jest grany w komercyjnych rozgłośniach. Brakuje też porządnych producentów, młode zespoły nie zawsze wchodzą do dobrego studia, bo to dużo kosztuje – tłumaczy Guzek.

 

 

Gdzie, poza koncertami, można posłuchać muzyków chrześcijańskich? Lista nie jest długa. Na antenie ośmiu rozgłośni radiowych emitowana jest “Lista z mocą” – 20 utworów podczas jednej audycji. Promotorami muzyki chrześcijańskiej wydają się być dziennikarze – Dariusz Ciszewski i Janusz Janina Iwański, twórcy listy “Muzyczne DarY”. Jak przyznają, lista przebojów “MD” to jest przede wszystkim pomysł na promocję Dobra. Dobra, które jest zawarte w muzyce. Stąd też nazwa naszego projektu “Muzyczne DarY”. Życie jest darem a muzyka jego wyrazem – piszą dziennikarze na stronie internetowej projektu. Ciszewski i Iwański stworzyli listę aby promować muzykę chrześcijańską, nie dopuszczaną na anteny rozgłośni komercyjnych. “Muzyczne DarY” powstają w radiu Nadzieja w Częstochowie, a można je usłyszeć na antenie ponad 30 stacji, także poza granicami Polski – w Londynie, Nowym Jorku czy Chicago. Poza tym, muzyka chrześcijańska jest obecna w playlistach rozgłośni katolickich. Na tym koniec.

 
Wielu artystów dystansuje się od przyklejania do swojej twórczości etykiety “muzyka chrześcijańska”. Wolą być nazywani po prostu muzykami. Marcin Styczeń, pieśniarz i kompozytor działający na styku dwóch gatunków muzycznych – piosenki poetyckiej i muzyki chrześcijańskiej przyznaje, że każdy muzyk broni się przed etykietką. – Muzyka chrześcijańska to bardzo pojemny termin, mieści się w nim wiele gatunków: rock, pop, gospel, hip-hop, jazz czy piosenka poetycka. Dla środowiska piosenki poetyckiej, z którego wyrosłem, stałem się artystą chrześcijańskim, natomiast dla środowiska muzyki chrześcijańskim jestem kimś, kto śpiewa poezję. Szczerze powiem, że nie interesuje mnie to, do jakiej szuflady mnie wkładają. Jeżeli twórczość jest dobra, zawsze znajdzie swoich odbiorców.

 
Michał Guzek młodym twórcom radzi, aby zainwestowali w nagranie porządnego singla. – Trzeba wejść do profesjonalnego świeckiego studia i nagrać porządnego singla, żeby się przebić do mediów. Wcale nie trzeba mieć od razu płyty – mówi.Twórca “Chrześcijańskiego Grania” odpowiadając na pytanie, czy w ogóle istnieje “muzyka chrześcijańska”, przyznaje, że ci, którzy jej słuchają mówią, że jest to dobra muzyka i nikt nie ma potrzeby, żeby ją definiować. – Nikt wchodząc na scenę nie przedstawia się mówiąc, że jest muzykiem chrześcijańskim. Ale dlaczego bać się tej nazwy? – zastanawia się Guzek. Według niego, nie trzeba mówić, że jest się chrześcijaninem, to powinno być widać. Tak samo jest w muzyce – to słychać. Jak ktoś się od tego odżegnuje to traci tożsamość. Zresztą, jak się przez tyle lat mówi o muzyce chrześcijańskiej to znaczy, że jest – kwituje problem Michał Guzek.

 

Ania Malec